czwartek, 13 sierpnia 2015

I Love You, Kitty: rozdział 4

 Postanowiłam powoli dokończyć to ff, nieważne jak bardzo lipne by było :).
(oto najdłuższy rozdział jaki udało mi się napisać haha)
-------------------------------------------------------

 Louis tego dnia spał długo. Wczorajszy dzień spędzony na podwórzu podczas deszczu wywołał u szatyna gorączkę. Był cały spocony, lekko czerwony i miał dreszcze. A Harry za wszystko się obwiniał. Co chwila poprawiał, wciąż kręconemu się na boki hybrydzie, kołdrę, żeby nie zrobiło mu się chłodniej i stan jego zdrowia nie pogorszył się. Styles wiedział, że Lou nienawidził chodzić do szpitala i lekarzy, dlatego miał nadzieję, że zwykła kuracja domowa mu pomoże i wróci całkowicie do zdrowia. Jednak gdy wieczorem jego stan zamiast się polepszyć, tylko pogorszył się, mimo że odrobinę, postanowił, że zabierze go do szpitala. Starając się ignorować protesty szatyna w postaci słabego uderzania go pięściami i ogonem, ubrał go w cieplejsze ubrania i zaniósł do samochodu. Po kilkunastu minutach jazdy i słuchaniu szlochach Louis, brunet w końcu zaparkował samochód na szpitalnym parkingu. Odpiął pasy, wyszedł z auta i otworzył drzwi z drugiej strony, a następnie wziął w swoje ramiona trzęsącego się szatyna. Przytulił go mocno do siebie i skierował się do szpitala. Gdy był już w środku, wszedł na odpowiedni wydział, na którym były leczone hybrydy. Podszedł do pielęgniarki, która zaprowadziła go do wolnej sali i powiedział, że zaraz zawoła jakiegoś lekarza. Harry ostrożnie położył Louisa na łóżku i przykrył go kołdrą. Rozejrzał się wokół pomieszczenia. Wiedział, że kotek nie będzie zadowolony z pobytu tutaj, a na dodatek białe ściany nie poprawią jego nastroju. Po kilku chwilach do sali, w której się znajdowali wszedł drobny lekarz z okularami nisko ułożonymi na nosie. Wypytał Harry'ego a dane Louisa oraz co się stało. Po kilku minutach stwierdził, że jak szatyn trochę odpocznie zabierze go na szczegółowe badania. Nie chciał bardziej stresować hybrydę, widząc, że nie czuje się teraz najlepiej względem psychicznym. Dodał, że wróci po jakiś kilkunastu minutach i wyszedł. Styles od razu usiadł na krześle znajdujące się obok łóżka, na którym aktualnie leżał Lou. Złapał jego drobną dłoń, która w porównaniu do dłoni bruneta wydawała się być jeszcze bardziej mniejsza. Zaczął szeptać w jego stronę pocieszające słowa, mając nadzieję, że Louis pozwoli się zbadać lekarzowi. Co praktycznie graniczyło z cudem. Szatyn rzadko kiedy ukazywał jak bardzo uparty potrafi być, ale wyjątkiem stanowiły wszelkie badania. Po kilku minutach do sali wrócił ten sam lekarz mówiąc, że lepiej będzie jak udadzą się na badania teraz. Louis słysząc to zaczął się znów trząść z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. Harry wziął go na ręce, tak samo jak niósł go do tego budynku i poszedł za lekarzem do innej sali. Tam posadził go na łóżku i złapał dłonie szatyna, po którego policzkach zaczęły mu już spływać łzy. Trząsł się cały czas nie słuchając ani słów jego opiekuna, ani doktora. Co chwila próbował im się wyrwać i uciec stamtąd jak najszybciej tylko by mógł. Po kilku minutach, gdy lekarz w końcu odsunął się do szatyna ten odetchnął z ulgą, będąc pewien, że wszystko już się skończyło i razem z Harrym będą mogli wrócić razem do domu. I gdy chciał wstać poczuł jak brunet obejmuje go mocno, przyciągając go do siebie i szepcząc mu do ucha smutne "to będzie trwało tylko chwilkę, nie bój się". I Louis zrozumiał, że teraz czeka go najgorsze z tego wszystkiego. Zastrzyk. Zaczął się wyrywać mocniej niż poprzednim razem, ale nic to nie dawało. Lekarz złapał jego rękę chcąc wbić mu igłę w ramię i wstrzyknąć lekarstwo. Udało mu się to po kilku chwilach z wielkim trudem słysząc wysoki pisk, a hybryda siedziała na kolanach Harry'ego, która go mocno przytulał i uspokajał. Źle się czuł widząc swoją małą hybrydę w takim stanie, ale wiedział, że to dla jego dobra. Po krótkiej rozmowie z lekarzem na temat zdrowia szatyna i kilkudniowego jego pobytu w szpitalu, wrócił z nim na salę, w której wcześniej leżał. Położył go na łóżku i przykrył kołdrą. Cały czas gładził jego malutką dłoń kciukiem czekając, aż ten uśnie. Gdy w końcu to nastąpiło, zawołał pielęgniarkę, która podłączyła go do kroplówki. Posiedział jeszcze z nim chwilkę w sali, a następnie pośpiesznie wyszedł ze szpitala i wrócił do domu po rzeczy szatyna. Chciał być z powrotem w szpitalu, gdy ten się obudzi. Spakował najpotrzebniejszy rzeczy do niewielkiej torby podróżnej. Wyszedł z domu i wsiadł do auta. Po kilkunastu minutach jazdy znów znajdował się przy ciągle śpiącym Louisie. Poprawił kołdrę i spojrzał smutno na jego lekko zaczerwienianą twarz i policzki lśniące od zaschniętych łez. Wiedział, że to przez niego to maleństwo trafiło tutaj. Czuł się z tym źle. Chciał się zmienić, naprawdę. Pragnął być lepszy dla Lou, ale nie potrafił. Nie chciał na niego tak często krzyczeć i wypowiadać niepotrzebnych słów przez, które oboje tak strasznie cierpieli nie raz. Postanowił, że spróbuje stać się bardziej wyrozumiały, dla jego niezdarnej omegi. Nachylił się, musnął ustami jego policzek, poprawił grzywkę i usiadł na krześle wciąż trzymając jego dłoń.

1 komentarz:

  1. Ach, Harry, Harry... Louis cierpiał, to teraz Ty pocierpisz. Jestem ciekawa czy ta cała "chęć zmiany" w stosunku do Louisa rzeczywiście jest prawdziwa i czy wniesie coś do ich relacji...

    OdpowiedzUsuń