poniedziałek, 31 sierpnia 2015

I Love You, Kitty: rozdział 6

  Louis obudził wczesnym rankiem wyspany z wyjątkowo dobrym humorem, za oknem świeciło blade jeszcze słońce, a na niebie nie było widać żadnej chmurki. I wszystko było w porządku, dopóki nie napotkał wzroku Harry'ego. Wściekłego wzroku. Wydawało się, że jego zazwyczaj cudowne zielone oczy pociemniały. Odsunął się na koniec łóżka, zarazem wyplątując się z jasnej kołdry,  nie wiedząc, o co chodzi brunetowi. Przecież tylko spał, nie mógł w tym czasie zrobić chyba niczego złego. Ale Harry się nie poruszył, tylko się w niego wpatrywał. I to go najbardziej zaczęło przerażać. Wyglądał jakby próbował przeskanować całego jego, tylko po to, żeby znaleźć w jego zachowaniu nawet jeden maleńki błąd, tylko po to, żeby mógł go ukarać.  Szatyn opuścił głowę na dół, grzywka opadła mu na oczy, zaczął przegryzać swoją dolną wargę. Gdyby mógł, odsunął by się jak najdalej, ale już siedział na krawędzi łóżka. Po chwili poczuł jak dłoń bruneta unosi jego podbródek i zaczął się intensywnie wpatrywać w jego niebieskie oczy. Jego wzrok nadal ukazywał złość i również nadal nie wypowiedział żadnego słowa. Louis nadal siedział przerażony. Otulił swoje drobne ciało długim puszystym ogonem.  Po kilku chwilach nastąpił czyn. Brutalny, jak dla niego czyn. Louis z piskiem odsunął się do tyłu zarazem spadając z krawędzi łóżka. Skulił się na podłodze trzymając się za czerwony od uderzenia policzek. Jego warga zaczęła krwawić, ponieważ podczas mocnego zetknięcia się dłoni Harry'ego z jego policzkiem przygryzł ją zdecydowanie za mocno. Po jego policzkach spływały łzy. Leżał tak przez chwilę płacząc i trzęsąc się zanim zamknął oczy. Usłyszał jeszcze kroki Stylesa, który wychodził z pokoju i trzaśnięcie drzwiami. Nie rozumiał dlaczego to zrobił, przecież starał się być grzecznym kotkiem. Ostatni nic nie nabroił, nie rozlał, nie zniszczył. Nie rozumiał, dlaczego Harry go uderzył. Przecież on jeszcze nigdy nie podniósł na niego ręki. Zawsze tylko na niego krzyczał. Ale obiecywał, że będzie dobrze, że postara się być dla niego milszy. Ale nie będzie dobrze, czuł to. Wiedział, że na jednym uderzeniu to się nie zakończy.  Gdy po kilku minutach znów otworzył zmęczone oczy było już ciemno. Przecież był pewny, że nie zasypiał. Rozejrzał się. Znów leżał w łóżku, a jego ktoś obejmował. Harry. Nie słyszał kiedy wrócił do pokoju, ani nie poczuł kiedy położył go w łóżku. Bo przecież on to musiał zrobić. Spojrzał na niego przerażony, bojąc się, że może mu coś zrobić, ale ten tylko go obejmował i patrzył na niego zatroskanym wzrokiem. Nie rozumiał o co w tym chodzi, dopóki Harry nie wyszeptał kilka słów.
 - Płakałeś przez sen Lou. -  hybryda słysząc to uniosła dłoń do policzka, na którym teraz powinienem znajdować się siniak, od mocnego uderzenia, a na ustach zaschnięta krew, od przegryzienia ich. Ale nic takiego tam nie było. - Miałeś koszmar? - spytał cicho Harry. Po chwili otrzymał od Louisa krótkie skinięcie głowa. To wszystko to było sen. Harry go nie uderzył, nie był na niego zły. On się o niego martwił i go teraz przytulał. Opiekował się nim. Po chwili zamknął oczy, ale nie potrafił znów zasnąć. Poczuł jak brunet czule całuje go w głowę, odsuwa się od niego, poprawia mu kołdrę i wstaje z łóżka. Gdy wrócił Louis poczuł zapach ciepłego mleka i natychmiast poprawił mu się humor. Usiadł i wyciągnął ręce w stronę Harry'ego. Uśmiechnął się, gdy w końcu otrzymał kubek i zaczął pić zadowolony. Po chwili odstawił pusty kubek na szafkę nocną, a następnie wtulił się w chłopaka, który przez ten cały czas siedział obok i obejmował go ramieniem. Po chwili starszy złapał kotka za biodra i posadził go na swoich kolanach i znów go zaczął obejmować. Siedział z nim tak przez pół nocy, aż do rana nawet nie próbując usypać Louisa, wiedział, że on i tak już nie zaśnie. Co chwilkę szeptał chłopakowi coś miłego do ucha, przez co ciągle na jego twarzy widniał delikatny uśmiech. I tyle mu do szczęścia wystarczyło.

 Rano Harry zaniósł mniejszego chłopaka na rękach do kuchni, na co ten uśmiechał się do niego szeroko. Posadził go na krześle, a następnie przygotował dla niego kubek ciepłego mleka i talerz tostów, który zjadł z nim na pół. Następnie przenieśli się do salonu, gdzie przytuleni przez całe przed południe oglądali bajki. Brunet chciał zapytać o sen Louisa, ale bał się, że jak o nim pomyśli zacznie płakać, a Harry nie chciał go widzieć w takim stanie, więc przez cały dzień chciał, żeby Louis czuł się jak najlepiej. I tak było. Popołudniu przygotował dla ich dwójki obiad, a reszta dnia spędzili razem bawiąc się na podwórku. Harry wieczorem spakował ich rzeczy nie odpowiadając na zaczepki szatyna, ani na jego pytający wzrok. Chciał mu zrobić niespodziankę i następnego dnia zabrać go do jego rodziców. Wiedział, że Louis się za nim stęsknił i będzie bardzo ucieszony, gdy będzie mógł ich znów zobaczyć. Gdy w końcu udało mu się uśpić wiercącego się (i gdyby potrafił mówić na pewno by teraz marudził)  Louisa, spakował ich ostatnie, najważniejsze rzeczy, rozebrał się do bokserek i położył się obok niego, Miał nadzieję, że już zawsze będzie mógł zasypiać z szatynem w łóżku. Przytulił go delikatnie i po chwili sam zasnął. Jednak obudził się po kilku godzinach przez Louisa. Znów płakał przez sen...


__________________________________________
 O to najdłuższy rozdział jaki udało mi się do tej pory napisać i mam nadzieję, że pozostałe będą coraz dłuższe, choć do końca tej części, zostało jeszcze jakieś 4 rozdziały + epilog. Mam nadzieję, że z następną pójdzie mi o wiele łatwiej, w końcu dochodzi nowa główna postać w tym ff :)

i choc wiem, ze nie mam zadnych szans wygrac, dziekuje komukolwiek haha, za zgloszenie mnie do plebiscytu na 10 najlepszych polskich ff na blogu znajdzsobieff,tumblr,com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz