piątek, 18 grudnia 2015

I Love You, Kitty: rozdział 8

 - Myślę, że Louis nie jest ze mną szczęśliwy. - mruknął Harry wchodząc do salonu, gdzie chciał porozmawiać ze swoją rodzicielką. Sam do końca nie jest pewny jak powinien zdecydować i postąpić z Louisem. Potrzebował rady, pocieszenia, czegokolwiek, co choć trochę mogło by mu pomóc. Jedyne co miał teraz w głowie to tylko wielki mętlik. Czuł się zagubiony sam w sobie.
- Wiem,  że go ranię, krzywdzę. On często płacze przeze mnie. mimo że stara się to ukrywać przede mną ja to widzę. - kontynuował siedząc na kanapie i patrząc smutny wzrokiem na swoje splecione dłonie, które leżały na jego podkulonych nogach. - I to nie tak, że ja chcę jego łez, ale nawet nie mam go jak pocieszyć. Odsuwa się ode mnie. Nie dziwię mu się, też bym się pewnie odsunął od osoby, przez którą bym cierpiał. I mam wrażenie, że to zaszło za daleko. Nie chodzi mi teraz o to, jak go traktuję, tylko to co jest między nami. Od zawsze byliśmy blisko, ale wydaję mi się, że teraz jesteśmy jeszcze bliżej siebie niż przedtem. Przynajmniej on staje się dla mnie coraz ważniejszy, więc może dlatego tak się zmieniłem? Może podświadomie chciałem, żeby dopasował mi się? Chciałem, żeby się zmienił, choć był idealny. - brunet pociągnął noskiem nadal siedząc ze spuszczoną głową. - Nie chciałem na niego krzyczeć, nigdy, naprawdę. Zazwyczaj robiłem to nieświadomie, po prostu sam nie wiedziałem co się ze mną dzieję. A może to po prostu lęk, że nie znaczę dla Louisa tyle ile on znaczy dla mnie. Może on od dawna już chciał ode mnie odejść, tylko nie mógł mi jak tego przekazać... Przyjechaliśmy tutaj, ponieważ chciałem go uczynić szczęśliwym, takim jak był dawniej, ale co jeśli wrócimy do domu i znów będzie tak jak przyjazdem, albo nawet gorzej? Chciałbym, żeby było dobrze, ale nie potrafię. Louis przeze mną trafił do szpitala. Najpierw na niego nakrzyczałem niepotrzebnie, a później nie przejąłem się tym, że podczas deszczu siedzi na podwórku. To moja wina, że zachorował wtedy. I obawiam się, że to również moja wina, że ostatnio miewa koszmary nocne. Nie mam pojęcia co mu się śni, ale każdej nocy płacze przez sen i czuję się przez to tak okropnie, bo gdy go obudzę on jest cały roztrzęsiony i się boi. Co jeśli Louis mnie nienawidzi? Może już nie powinienem się nim opiekować? - Harry nawet nie zauważył, gdy po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Jednak czuł ulgę, że mógł się komuś wygadać i szczerze porozmawiać. Po kilku chwilach ciszy jego mama zabrała głos, sama do końca nie wiedząc jak odpowiedzieć swojemu synowi i choć trochę go pocieszyć.
- Wiesz Harry, myślę, że Louis mimo wszystko cię nie nienawidzi. Ty również jesteś dla niego bardzo ważny i widać to po nim. Wierzę, że nigdy nie skrzywdziłbyś go celowo, to ty o niego dbałeś przez całe życie. Lou jest do ciebie bardzo przywiązany i znaczysz dla niego bardzo wiele, może nie tak wiele, jak ty dla niego, jednak to ty jesteś przy nim cały czas. I nie mam pojęcia jak mogłabym ci z tym pomóc Louis, ale wydaję mi się, że najlepszym rozwiązaniem dla waszej dwójki będzie, jeśli nadal ty nim się będziesz opiekować. Harry, on cię potrzebuję. Jednak, mimo wszystko uszanuję każdą twoją decyzję, której ja nie mogę wybrać za ciebie. Kieruj się tym co czujesz. - wyszeptała na koniec.
- Dobrze... - mruknął cicho zielonooki. - Louis zostaje z wami, a ja jutro wyjadę. - dodał stanowczo i wstał, a następnie opuścił salon.

 Gdy wszedł do pokoju Louis już spał skulony na łóżku. Wziął szybki prysznic zanim położył się obok niego i objął go delikatnie. Nie chciał go zostawać tutaj, wiedział, że jemu bez szatyna również będzie ciężko, jednak już postanowił i zanim jutro niebieskooki się obudzi, jego już tutaj nie będzie.

 Następnego rana Louis obudził się dosyć wcześnie. Tej nocy nie miał koszmarów, więc był wypoczęty. Jednak oprócz tego przeczuwał, że coś się stanie. Rozejrzał się dookoła pokoju i posmutniał, gdy nigdzie nie było Harry'ego. Po chwili zauważył, że brakuję również jego rzeczy. Teraz pod szafką stały jedynie jego walizki. Nie pasowałoby mu to, że Harry by się wypakował, ponieważ zapewne wypakowałby również jego rzeczy.  Szybko wstał i wyszedł z pokoju. Stając na szczycie schodów zauważył bruneta, który szykował się do wyjścia z domu. Miał przy sobie walizki, już wiedział, że wyjeżdża. Bez niego. Musiał go jakoś powstrzymać.

 Harry pożegnał się ze swoją rodziną, która wiedziała już o jego decyzji. Był przytłoczony i źle się czuł z myślą, że opuszcza swojego kotka. Po raz pierwszy się rozdzielali. Miał jednak nadzieję, że mu po jakimś czasie to przejdzie i przyjedzie go odwiedzić. Wiedział, że nie wytrzyma długo bez niego. Zawiązał dokładnie swoje buty i już miał otwierać drzwi i wychodzić z domu, gdy zatrzymał go głos. Głos, który na pewno nie należał do jego rodziców, ani starszej siostry. Był taki delikatny i cichy, a zarazem taki perfekcyjny. I czy to nie był najpiękniejszy głos jaki w życiu słyszał? Powoli odwrócił się w stronę. Widział zapłakanego chłopca, który stał z podkulonym ogonem i ze spuszczonymi uszkami, wystającymi spośród rozczochranych włosów.

 - Harry... - wyszeptał Louis...

1 komentarz: